NIE BÓJ SIĘ…

NIE BÓJ SIĘ… (Jan 12:24-26)

„Jeśli ziarno nie obumrze, zostanie samo jedno…”

„Gdzie Ja jestem tam będzie i mój sługa…”

  • Nie zostać samemu…
  • Nie odłączać się od Źródła Życia i Być tam, gdzie jest Bóg…
  • Nie szukać Boga tam, gdzie ja chciałbym Go znaleźć, ale iść i szukać miejsc, w których jest ON… Jak św. Wawrzyniec, który przyprowa­dził do oprawców „skarb Kościoła” – ubogich Rzymu.

Nie znajdę Cię , PANIE, w moich lękach: ,,ZACHOWAJ, PANIE, MOJE ŻYCIE OD LĘKU PRZED WROGIEM” (3. Antyfona Modlitwy Południowej).

Panie, wskazuj mi miejsca, w których mogę Cię znaleźć…

Z Brewiarza:

W BOGU POKŁADAM NADZIEJĘ, „NIE BĘDĘ SIĘ LĘKAŁ”

Bądź uwielbiony, Panie!

Przywróć mi radość, gdyż jak mówi Św. Paweł:

„RADOSNEGO DAWCĘ MIŁUJE BÓG” (2 Kor 9)

2019-08-10 / 21:30

Jutrzejsze kazanie jest jakby podsumowaniem refleksji z całego minionego tygodnia

PL: „NIE BÓJ SIĘ.” – have no fear

EN: “THERE IS NO NEED TO BE AFRAID.”

NY: “MUSAOPE” (have no far)

A ja wciąż „swoje” planowanie… ☹

Ktoś mi przysłał w minionym tygodniu:

GOD IS SAING TO YOU TODAY:

“RELEASE THE WORRY,

RELEASE THE STRESS,

I PROMIS I WILL WORK OUT

MY PLAY FOR YOUR LIFE”

Dziękuję, PANIE, że wciąż mnie wzywasz do większego zaufania i zawierzenie Tobie całej mojej codzienności.

Prowadź mnie w Twojej PRAWDZIE.

Dlaczego Parafia Na Studia?

IMG_0010Minął już ponad rok od poprzedniego urlopu w Polsce (maj-lipiec 2017). 16 lipca, na dzień przed powrotem do Zambii zostałem zaproszony do jednej z podbydgoskich parafii. Dlaczego pojechałem tam, mimo, że był to dzień pakowania walizek…?

Z Brzozy Bydgoskiej pochodzi młoda dziewczyna – Zuzanna, która spędziła w Zambii swoje wakacje (2016) jako wolontariuszka w Slaezjańskim ośrodku dla Dziecząt – City of Hope. Osobiście spotkałem Zuzannę w Zambii, jako że ośrodek ten był kiedyś na terenie naszej parafii, a i teraz wciąz tam blisko… Po powrocie z wolontariatu, Zuzanna przyblizyła parafianom swoją posługę wśród dziewcząt.

Prezentacja zainspirowała parafian… Zebrała się grupa ludzi dobrej woli, którzy postanowili wspólnymi siłami wesprzeć edukację dla wychowanki wspomnianego ośrodka. Jeszcze przed wyjazdem do Polski (kwiecień 2017), spotkałem się z Juliet, która została wybranką losu… Od stycznia 2018 roku, Juliet studiuje na jednym z Katolickich Uniwersytetów (DMI – St Eugene University) na obrzeżu Lusaki. Ta sama parafia, od początku tego roku, wspiera też naszą szkołę podstawową.

Moja rola w całym tym projekcie polega na pośrednictwie finansowym (pieniądze z parafii wpływaja na polskie konto, z którego przelewam je na konto zambijskie).

Juliet szczęśliwie zakończyła pierwszy semestr cztroletnich studiów (Sociologia) i od tygodnia jest znowu na uczelni na drugim semestrze. W czasie wakacji w naszej parafii, Juliet przygotowywała opisy dzieci szkolnych z programu adopcji, które później zostaną wysłane do Rodzin Adopcyjnych (z braku czasu i rąk do pracy zalegamy z informacjami o dzieciach, na które to wiadomości czekają rodziny w Polsce).

*********************************************

Szczęście uśmiechnęło się do Juliet, któa miała okazję na swej drodze spotkać Zuzannę z Polski, która następnie zainspirowała parafian w Brzozie Bydgoskiej… Można by powiedzieć „łańcuszek szczęścia” 😊

Od czasu, kiedy zostałem włączony w pomoc dla Juliet (nawet, jeśli jest to tylko „pośrednictwo” przelewowe), myślami biegnę do dziesiątek młodych ludzi z naszej parafii, którzy po ukończeniu, często z trudami, szkoły średniej, nie mają szansy na dalszą edukacją… Niestety edukacja w Zamnbii jest wciąż bardzo droga… Koszty trzy- lub czteroletnich studiów sięgają nawet sumy 2,500 U$D rocznie (dwa-i-pół-tysiąca Dolarów). Dla Juliet, wspomniana parafia, wpłaca 1,000 złotych miesięcznie (ok. 250 U$D).

*********************************************

Zamierzam napisać do różnych parafii, z których Duszpasterzami łączy mnie znajomość na różnych szczeblach…

Może w którejś z parafii, za aprobatą Duszpasterza, znajdzie się grupa Parafian, którzy będą w stanie wspomóc, choćby w części, młodzież z parafii Chrystusa Odkupiciela w Makeni w Zambii. Kilka dni temu pojawiła się kolejna młoda osoba z listem potwierdzającym przyjęcie na studia… Niestety nie byliśmy w stanie nic obiecać (nie lubię robić nadziei… kiedy kieszeń pusta…).

Wielu z Was zna naszą parafię z innych projektów edukacji, a także z akcji zbiórek na budowę kościoła w naszej filii Św. Jana Pawła II, o której było „głośno” na łamach diecezjalnego „Pielgrzyma” i nie tylko.

*********************************************

Ostateczna inspiracja do tegoż wpisu, naszła mnie u początku września, kiedy rozpoczynając poranne modlitwy, doszedłem do modlitwy Intencją Papieską na wrzesień: „Aby młodzież na kontynencie afrykańskim miała dostęp do edukacji i pracy we własnej ojczyźnie”. Więcej motywacji nie trzeba było… Przelałem na papier nowy pomysł, któremu roboczo nadałem tytuł: „Parafia Na Studia” 😊

Nieodpowiedzialne Legiony i Uparte Góry…

Wyzwania… Na mnie przychodzą od czasu do czasu.

Jesteśmy lepiej lub gorzej na nie przygotowani. Można by bawić się w wyliczanie powodów, dlaczego jesteśmy gotowi bądź nie, stanąć twarzą w twarz z wyzwaniami.

Najczęstszą przyczyną nieprzygotowania na wyzwania, jest strach przed nieznanym… Czegoś nie wiem? Czegoś nie znam? Czegoś się boję?

Psychologia nazywa to „lękami przed…”

*****************************

Kolejny raz wraca lęk… Kolejny raz otwiera się ta „szufladka”, którą uważałem za zamkniętą… „zaspawaną…”

A jednak jakaś moc ją otwiera…

W Księdze Apokalipsy czytamy o Księdze, „…której nie mógł nikt – na niebie ani na ziemi, ani pod ziemią – otworzyć ani na nią patrzeć…” I płakał nad tym Św. Jan Ewangelista… (Ap 5,3n). Skoro, biblijnie rzecz biorąc, tylko Baranek może otworzyć „nieotwieralne” (Ap 6,1nn), to dlaczego ON to otwiera…?? Dlaczego chce, bym wrócił i stawił czoła „lękom”? (mówię „lęki” – w liczbie mnogiej – bo czasem myślę, że moje lęki mają na imię „legion…”, jest ich tak wiele).

Czy jestem w stanie stawić czoła „legionom”? Myślę, że z Bożą pomocą, tak… Ale chyba przed walką powinienem poznać nie tylko imię lęków, ale przede wszystkim owe lęki – ilekolwiek by ich nie było…

Przywódcą mojego „legionu” jest „(nie)odpowiedzialność” (czytaj: lęk przed odpowiedzialnością). Czasami atakuje mnie malutkimi bitwami, potyczkami… Ale raz na jakiś czas (średnio co dwa lata) wytacza ciężką artylerię przeciwko mnie „samemu…”

Ponownie (po dwuletniej przerwie) widzę oręż wytoczony pod okna mych oczu… Kolejny termin bitwy… walki… wojny… wyznaczony… (wtorek, 8 maja 2018; godzina 21.26).

*********************************

I tylko pozazdrościć wielkiej jak górzysty masyw wiary tym, którzy mnie na tę walkę samego zostawiają… Wiedzą o wielkiej odpowiedzialności, a jednak ryzykują mnie tu zostawić… Wiedzą, o moich słabościach, a jednak wyjeżdżają wraz ze swą mocą (doświadczeniem, dojrzałością, mądrością…) Wiedzą o moich niezliczonych błędach z poprzednich „bitew, wojen”, których skutki musieli niejednokrotnie naprawiać… a jednak opuszczają teren walki…

I tej wiary im zazdroszczę… Bo jak inaczej nazwać te pozostawianie mnie na polu walki, jeśli nie silną wiarą, zdolną góry przenosić…

Ale co w przypadku, gdy góry są „uparte…” i nie chcą się dać przenieść na wyższe etapy…? Co, jeśli góry wciąż się trzęsą w posadach – nie żeby już były przenoszone, ale z trwogi wytrzęsione w uparciu swoim…?

Panie! Przymnóż nam wiary! Daj mi wiarę, podobną tym, którzy mnie tu w polu walki samego zostawiają… Bo nie będzie się do kogo odwołać… Nie będzie przed kim przemilczeć popełnionych błędów… Nie będzie komu tych błędów naprawić… 107 długich dni… Odliczanie czas zacząć…

Jezu, ufam Tobie! – czy te słowa wystarczą? Skoro wiary nie starcza…?!

Królowo Różańca Świętego z Pompejów! – módl się za nami.

Przeszkody na Drodze do Świętości…

Filip i Etiop… (Dz 8,26-40)

Filip już odnalazł… W rozproszeniu i wśród prześladowań, nie przestaje głosić… W posłuszeństwie daje się „porwać” Duchowi Pańskiemu…

Etiop w posłuszeństwie służy przez lata… Zapewne oddany i ceniony urzędnik królowej… (Jakże brakuje dziś takich urzędników…).

Ciekawe spotkanie zupełnie obcych sobie ludzi… Jedyne co ich łączyło to SŁOWO – żywe i skuteczne (Hbr 4,12). Jednak do całkowitej skuteczności Słowa, które czytał Etiop, potrzebne było SPOTKANIE…

Ileż to razy spotykamy na naszej drodze „Filipów”, których nie rozpoznajemy… Nie rozpoznajemy, bo nie słuchamy… Nawet nie pytamy… Bo Etiop SŁUCHAŁ, potem PYTAŁ… I to zaowocowało… Taka „święta” ciekawość i otwartość na drugiego… On dworzanin, a daje się prowadzić przechodniowi…

Ale zostawmy statutu społeczne, tytuły itp.

Mnie dotknęło pytanie Etiopa: „Cóż przeszkadza, abym został ochrzczony?

No właśnie. Co przeszkadza? Chrzest jest bramą do świętości… Tylko bramą, a jednak ważną… Filip nie stał się przeszkodą… Z dzisiejszego punktu widzenia (zwłaszcza liturgiści mogliby tu „protestować”), nie było obrzędów wprowadzających – znaku Krzyża, Oleju Katechumenów, pytania o imię (aż do dziś Etiop pozostaje bezimienny)… Nie było świecy, białej szaty, Rodziców Chrzestnych i czego by tu jeszcze nie przywołać z obrzędów Chrztu Święteg… Nawet woda nie była poświęcona…

Ale było SŁOWO żywe i skuteczne (wyjaśnione w krótkiej „katechezie” Filipa) i WIARA Etiopa (odpowiedź z głębi serca): „Wierzę, że Jezus Chrystus jest Synem Bożym”.

******************

Dziś gaśnie wiara tych, którzy nie słyszą idącego obok Filipa… Nie pytają, gdy nie rozumieją (albo myślą, że rozumieją wszystko).

Rodzic może być taką „przeszkodą”, kiedy nie dba o wychowanie religijne swych dzieci…

Polityk może być taką „przeszkodą”, oddzielając Boga od życia codziennego…

Każdy może być taką „przeszkodą”, jeśli nie SŁUCHA i nie ODPOWIADA na SŁOWO…

Może i ja jestem taką „przeszkodą”, kiedy nie wsłuchuję się w SŁOWO, czy też nie rozpoznając „Filipa”… A raczej zagłuszony „Nerwowymi Melodiami i Przygrywkami” wierzę, że wiele mogę sam…

„Ja-Wszechmogący”…

Nerwowe Melodie i Przygrywki

Jest czwartek, 12 kwietnia 2018, kolejne cotygodniowe spotkanie z młodzieżą w Kolegium Pielęgniarskim na terenie parafii… (mimo, że nie zawsze udaje nam się tam dotrzeć, młodzież spotyka się regularnie).

Pieśń… Modlitwa… Przywitanie… Zwyczajne procedury…

Wreszcie młody mężczyzna podaje wersety Pisma Świętego, które wybrał na ten wieczór (jest 18.02) na tzw. Dzielenie się Słowem: Łukasz 5,4-5: Gdy Jezus przestał mówić, rzekł do Szymona: «Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!» A Szymon odpowiedział: «Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i nic nie ułowiliśmy. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci». Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać.

Po chwili ciszy, nieśmiało pojawiają się krótkie wypowiedzi… Przeważają tematy: WiaraPosłuszeństwo… Pięknie potrafią łączyć tekst Ewangelii z tekstami Starego Testamentu: Józef Egipski… Król Dawid… Jonasz… Nie tak widzimy, jak Bóg widzi

Wsłuchiwałem się z uwagą w ich wypowiedzi… Jak pięknie potrafią się wzajemnie ubogacać…

IMG_0391Na koniec, poproszony o komentarz, podzieliłem się doświadczeniem z wczoraj…

Odwiedziny Chorych…

Po długiej przerwie, spowodowanej obfitszą w tym roku porą deszczową, odwiedzamy Chorych w parafii… Wraz z Księdzem Proboszczem w kilka dni odwiedzamy po kilkanaście chorych osób każdy. Tego dnia (środa, 11 kwietnia) miałem odwiedzić chorych w dwóch wspólnotach: pięć osób we Św. Agnieszki i sześć osób we Św. Matki Teresy z Kalkuty[1].

Zabrałem Komunię Świętą z kościoła w głównej parafii, gdyż na filii nie ma jeszcze tabernakulum i o godzinie 8.09 ruszyłem uzbrojony w „four-by-four”. Po przyjeździe na filię, znalazłem czekającego na lidera Wspólnoty Św. Agnieszki; liderów Wspólnoty Św. Teresy ani widu, ani słychu…[2] Ciśnienie nie podskoczyło (zazwyczaj mam poniżej normy…), ale nerw zadrgał… A zadrgał kolejną przygrywką jeszcze wyższym tonem, gdy lider wspólnoty Św. Agnieszki zakomunikował, że będzie jakieś dodatkowe pięć osób… Nic tylko… wybrać numer telefonu do liderów ze Św. Teresy – „nie spodziewajcie się mnie wcześniej niż po godzinie 11.07…”

IMG_0031

Po dotarciu na miejsce dołączył do nas jeszcze jeden lider ze Św. Agnieszki… Już mieliśmy ruszać, gdy… kolejnym, wyższym tonem, szarpnął nerw… zorientowałem się, że nie mam ze sobą żadnego rytuału do prowadzenia modlitw u chorych… ☹. Jednego byłem pewny, że nawet jakbym znał 79% modlitw po angielsku, to na nic to, bo tu potrzeba 79% Chi-Nyanja i 14% Chi-bemba… i 7% migania 😉. Co robić? Pozostało wskoczyć do parafialnego „4×4” i wrócić około 5,5 km do parafii… I tylko pytanie, czy nerw ma jeszcze w swej skali jakąś wyższą nutę…? No ale nie byłem aż taki ciekawy, by to sprawdzić… W ciszy jechaliśmy do parafii… zabrałem zapomnianą rzecz z domu i tą samą drogą ruszyliśmy do Św. Agnieszki…

Tuż po wjechaniu na główną drogę, dostrzegłem machającą na nas kobietę. Była to kobieta ze Św. Teresy. Zamieniliśmy słowo… i uzgodniliśmy, że odwiedziny chorych przesuniemy na kolejny dzień… A co tam…

No a czas uciekał – bo on zawsze ma swoje równe tempo: „sześćdziesiąt minut na godzinę”. Jechaliśmy dalej, gdy po chwili odezwał się jeden z towarzyszących mi panów: „No i widzisz Father, dzięki temu, że zapomniałeś modlitewnika udało się załatwić sprawę przeplanowania programu odwiedzin…” Ja przemilczałem… Bóg się zapewne uśmiechnął… A nerw – nie wszedł na wyższy dźwięk… 😊.

IMG_5812Odwiedziliśmy tego dnia jedenaście chorych osób, z czego dziesięć przyjęło sakrament Namaszczenia Chorych… Wróciłem do domu o 13.28, zjadłem obiad (smaczny kawałek smażonego krokodyla z frytkami i impwa[3]) i pobiegłem na dyżur do biura parafialnego… (Ksiądz Proboszcz wciąż jeszcze odwiedzał chorych u Św. Weroniki).

I jak zakończyć…?

Jezus – syn stolarza – mówi do zawodowych rybaków „zarzućcie sieci na połów” – nic to, że próbowali łowić profesjonalnie całej minionej nocy… I profesjonalista Rybak na słowo Syna Stolarza zarzuca sieci…IMG_0004

Na zdjęciu platforma do połowy małych rybek „kapenta” na zalewie Kariba w Siavonga.

Dziś dziękuję Bogu, że mogłem bez pośpiechu i na niskich tonach odwiedzić chore osoby… A u Św. Teresy odwiedzimy chorych we wtorek, po niedzieli… Bo dziś (czwartek, 12 kwietnia) o godzinie 10.00 przypadł pogrzeb ☹, który i tak się nie odbył… bo rodzina zmarłej na raka Tereziny, po dotarciu do przyszpitalnej kostnicy po odbiór ciała zdecydowała, że pojadą stamtąd prosto na cmentarz… Oddelegowałem jednego z liderów do „odprawienia” modlitw na cmentarzu, a sam zająłem się innymi sprawami parafialnymi…

A na koniec dnia kolejne „zadziwienie” – jutro (piątek, 13 kwietnia) miałem być „na dywaniku” u dziekana… Ale i u Dziekana pojawiły się dwa pogrzeby… Tutaj pewnie Pan Bóg się nie śmieje…

Life goes on…

I tak to perfekcyjne plany Misio-nasz’a zderzają się z planami Wszechmocnego…

Gdy to piszę, w słuchawkach leci piosenka wszechczasów „Dziwny jest ten świat”…

Nie ma mocnych: Dziwny jest ten świat…

Przedziwny jest ten Pan Bóg…

Dziwak ze mnie będzie… Dopóki „…nienawiści nie zniszczę w sobie…” i spróbuję dołączyć do ludzi …dobrej woli…, których według Śp. Czesia Niemena, …jest więcej…

*************************

Panie, Ty Jeden wiesz, jak bardzo mój perfekcjonizm (moje „rybactwo”) przeszkadza Tobie we mnie… Razem z pychą i pogardą, ograniczają działanie ŁASKI, którą chcesz, bym zaniósł do Serca w Potrzebie…

Zabierz to ze mnie… wyrwij… nawet gdybym chciał się trzymać rękami i nogami…

[1] Parafie/Misje w Afryce podzielone są na tzw. „Małe Wspólnoty Chrześcijańskie” (Small Christian Communities) – nie powinna taka wspólnota przekraczać 30/40 rodzin. Wspólnoty te mają Świętego Patrona/Patronkę; mają swoich liderów wybieranych na okres trzech lat (wg obowiązujących zasad w Archidiecezji Lusaka). W liturgiczne wspomnienie Patrona mają swój „Odpust” – najczęściej Msza sprawowana jest na terenie Wspólnoty – czyli w domu jednej z rodzin (najczęściej jednak pod gołym niebem, albo drzewem). Na głównej parafii mamy dziesięć wspólnot, na filii – osiem.

[2] Filia Św. Jana Pawła leży na terenie jednej z największych, a zarazem najbiedniejszych dzielnic stolicy. Bez liderów wspólnot nie jestem w stanie się tam poruszać… gruntowe drogi i dróżki między domami są często jak labirynt.

[3] IMPWA (czytaj: impła) taka mała odmiana bakłażana z parafialnego ogródka – goryczkowa i cierpka w smaku.

PYCHA, POGARDA i PERFEKCJONIZM (spółka z [nie]ograniczoną odpowiedzialnością)

Pan Kowalski, menadżer w dużej firmie, został przeniesiony do innego oddziału firmy w innej części kraju. Pierwszego dnia, wyszedłszy przed biuro w nowym miejscu pracy, spostrzegł młodego człowieka stojącego bez zajęcia na placu przed biurem…

Ile pan zarabia na miesiąc?„, zapytał Kowalski zdenerwowanym głosem. „1,500,- złotych„, odpowiedział trochę zszokowany młody człowiek.

Kowalski podszedł do swego samochodu, wyjął 7500,- złotych i wróciwszy do młodego człowieka wręczył mu całą sumę… „Oto twoja wypłata za pięć miesięcy… I proszę mi się tu więcej nie pokazywać! Nie będę tolerował lenistwa i ignorancji!!

Młody człowiek przyjął pieniądze bez słowa i wyszedł poza teren zakładu. Pan Kowalski spostrzegł ochroniarza przy bramie, podszedł i zapytał: „Kim jest ten młody człowiek? Na jakim stanowisku pracował?” „On tu nie pracuje – odpowiedział pan z ochrony – on dostarczył pizzę, którą zamówił jeden z księgowych…

********************

Taką edukacyjną historyjką rozpoczęło się kazanie w Niedzielę Wielkanocną, wygłoszone przez Diakona Viktora Chibwe w parafii na Makeni, na Mszy, którą sprawowałem (nazwiska i kwoty zmienione na rzecz polskiego czytelnika).

Ta historia była skierowana do mnie osobiście… Choć zapewne sam Diakon nie miał o tym zielonego pojęcia… Ja jednak odebrałem to jako Słowo od Pana. Uważniej niż zwykle wsłuchiwałem się w kazanie, tym bardziej, że w 89% było w języku angielskim… (było o cierpliwości, o nieocenianiu człowieka czy sytuacji w emocjach itp.).

Dwa dni wcześniej, w Wielki Piątek, po raz kolejny moja (nie)cierpliwość pokazała, co potrafi… Od rana zabiegałem się i nie umiałem wyhamować… Około 10.00 rano, przyszedł pan z córką, która nie została dopuszczona do Pierwszej Komunii Świętej (w parafii Makeni praktykujemy Pierwszą Komunię Świętą w Wielki Czwartek podczas uroczystości Wieczerzy Pańskiej). Rozmowa, która była po części egzaminem, po części katechezą, trwała ponad dwie i pół godziny. Po powrocie z biura parafialnego do domu, czekało mnie zadanie skopiowania broszurki z Nowenną do Bożego Miłosierdzia (około 500 kopii) … W pośpiechu „zniszczyłem” 100 kopii, kopiując na dwóch stronach tę samą część nowenny… Potem już tylko kilkanaście minut zostało na przygotowanie innych rzeczy przed nabożeństwem Męki Pańskiej…

W zakrystii znalazłem, a raczej nie znalazłem, nie przygotowane, co byłoby potrzebne do sprawowania Nabożeństwa… W kościele, z dość dużym opóźnieniem rozpoczęło się, przygotowane przez młodzież, przedstawienie Męki Pańskiej… zacząłem przygotowywać wszelkie paramenta i układać je w wyznaczonych na ten cel miejscach… co chwila przypominając sobie co jeszcze pozostało…

Wreszcie, gdy zakończyło się przedstawienie Męki Pańskiej (po którym przy drzwiach zakrystii pozostała wielka plama ketchupu i unoszący się mdlący zapach tegoż to artykułu spożywczego), ministranci zostali przeze mnie „wyproszeni” z zakrystii, gdyż „potrzebowałem ich przecież wcześniej, gdy trzeba było przygotować do nabożeństwa”… Na szczęście (dla mnie), jeden z członków parafialnej Rady Liturgicznej, stwierdzając, że będzie nie wyglądało dobrze, gdy będę próbował ogarnąć całe nabożeństwo samemu, wymusił na mnie, bym pozwolił ministrantom asystować…

Nabożeństwo przebiegło w należytym porządku, w należnej atmosferze… Choć w sercu był… SMUTEK, że po raz kolejny dałem upust pysze i egoizmowi…

I na nic zda się powtarzanie, nawet najpiękniejszych słów modlitwy, kiedy pycha zamyka serce na Bożą łaskę, a perfekcjonizm stawia cię wyżej od innych… co gorsza wyżej od Boga… 😦 Nawet jeśli to jest modlitwa ulubionego świętego Tomasza Morusa (napisana po ogłoszeniu wyroku śmierci):

„Wszechmogący Boże, zabierz ode mnie wszelkie pyszne myśli, wszelkie pragnienia mojej własnej chwały, wszelką zazdrość, wszelką chciwość, obżarstwo, lenistwo i lubieżność, wszelkie uczucia gniewu, wszelką żądzę zemsty, wszelkie pragnienie albo radość z nieszczęścia innych, wszelką przyjemność z doprowadzania ich do złości i gniewu, wszelkie zadowolenie z zarzutów lub ze znieważania kogokolwiek będącego w nieszczęściu i niedoli. A we wszystkich moich czynach i we wszystkich moich słowach, i we wszystkich moich myślach obdarz mnie, dobry Boże, sercem pokornym, skromnym, cichym, zgodnym, cierpliwym, miłosiernym, łaskawym, czułym i litościwym, tak abym zakosztował Ducha Świętego. Daj mi, dobry Boże, prawdziwą wiarę, mocną nadzieję i żarliwą miłość; taką miłość do Ciebie, dobry Boże, która przewyższałaby nieporównanie miłość siebie samego, abym nie kochał niczego, co mogłoby Ci się nie podobać, lecz wszystko co kocham, abym kochał w Tobie”.

Panie, daj mi cierpliwość! Ale daj mi natychmiast…

 

Pseudo kibic

Wczoraj zakończyły się tygodniowe rekolekcje parafialne pt. „Siedem Boleści Matki Bożej”… Nie był to mecz, nie były to rozgrywki – nawet duchowe, choć widząc wielu parafian w kolejkach do spowiedzi, a spowiadało nas pięciu kapłanów, to szatan uległ jakiejś tam porażce 😉

Nie jednak o rekolekcjach chcę się rozpisać… Bo zakończenie rekolekcji przypomniało mi o innych wydarzeniach…

W tych dniach Reprezentacja Zambii w piłce nożnej bierze udział w jakichś rozrywkach (nie jestem w tym na bieżąco). Trzech ze wspomnianych księży (czterech zakonników), którzy wspierali nasz „zespół do walki z grzechem” w sakramencie pokuty, pojechali do domu zakonnego, tylko rekolekcjonista pozostał, by dokończyć rekolekcje – Mszę na zakończenie…Wszyscy byli zaproszeni na kolację na plebanii – potwierdzili, że pamiętają o zaproszeniu… Na kolacji jednak się nie pojawili… „NIC NA SIŁĘ” – brzmi jedna z moich dewiz.

W czasie kolacji – został Rekolekcjonista, był Diakon – dowiedziałem się, że właśnie trwają jakieś mistrzostwa piłki nożnej i Zambia ma w tym jakieś osiągnięcia… NB. Właśnie trwała transmisja jakiegoś meczu w telewizji… I tu się dowiedziałem, dlaczego pozostali Księża nie dojechali na kolację… no cóż… Hobby w życiu człowieka odgrywa ważną rolę… Ważne by nie „wygrywało’ z tym co najważniejsze… Comments reserved.

Przypomniało mi się coś z moich „kibolowych” przeżyć.

Był rok 2006…

Zostałem sam na parafii, prosząc Boga, bym nie zniszczył tego, co Proboszcz (i jego poprzednicy) zbudowali dotychczas… również w znaczeniu materialnym…

W dniu, w którym odwiedzałem Chorych na terenie Filii Św. Antoniego Padewskiego, zatrzymałem się przy grupce mężczyzn, wśród których rozpoznałem kilku parafian. Z dozą humoru zaczęliśmy rozmowę… niestety, moi rozmówcy się zawiedli… Cóż takiego zrobił Muzungu?

W tym czasie trwały mistrzostwa świata w piłce nożnej (Niemcy 2006). Chyba dzień wcześniej Polski zespół wrócił do kraju… cóż nie wszyscy mogą być zwycięzcami… Ale nie to „zasmuciło” moich rozmówców, ale moje stwierdzenie „Od początku mistrzostw nie obejrzałem ani jednego meczu (czyli nawet meczu Polskiej Reprezentacji)”… Moi rozmówcy rzucili tylko krótkie „Father, you are not Polish„.

Dziesięć lat później, w czasie trwania EURO’2016, kiedy ponownie byłem sam na parafii (choć nie wiem, czy obawy „zniszczenia dorobku poprzedników” zmalało), zdecydowałem się pojechać do kolegów, by obejrzeć mecz z udziałem Polskiej Reprezentacji (nie pamiętam, ale było to już dość wysoko w tabeli…

Było nas czterech Klero-Kibiców… (w tym ja – tytułowy „pseudo-kibic”) Mecz miałem jak na dłoni (a raczej jak na 36 dłoniach – biorąc pod uwagę wielkość i bliskość ekranu w małym pokoju…) Dotrwałem do końca meczu (Polska Reprezentacja przegrała), choć miałem już kilka pokus by wcześniej wrócić do domu (może nie chciałem ponownie usłyszeć „Father, you are not Polish” (nawet, a może zwłaszcza, gdyby to było wypowiedziane w ojczystym języku). Czasami lubię obejrzeć dobry mecz w dobrym towarzystwie… Jednak pokusą/powodem nie był brak poczucia przynależności narodowej, ale dym… i nie był to dym kadzidełek… tylko papierosów… (po powrocie do domu, rozebrałem się w korytarzu, zostawiając tam „okadzone” ciuchy, które zabrałem do prania następnego dnia…

Fanem piłki nożnej nie jestem, graczem już w ogóle (w parafii zagrałem kilka razy – jako bramkarz (nie trzeba tyle biegać). Nie dziwię się zagorzałym kibicom… ale i nie naśladuję…

A Polskiej Reprezentacji zawsze towarzyszę – nawet, gdy nie oglądam żadnego meczu z ich udziałem… POLSKA GOLA!!!

Nawiasem mówiąc, to wciąż jest aktualna piosenka z dzieciństwa (mojego albo młodszego rodzeństwa): „Każdy ma jakiegoś bzika, każdy jakieś hobby ma… a ja w domu mam chomika, kota rybki oraz psa”… Ja, na starość, to się szwendam po ogrodzi i zagrodzie… bo rybki się potopiły we wspomnianym 2006 roku, kiedy Proboszcz pojechał na urlop… (A jednak, coś zniszczyłem…)… A miało być pozytywne zakończenie

 

Wspomnienia dodają otuchy…

W zimny poranek 3 sierpnia 2017… (jeszcze w mroku), po przebudzeniu chodziła mi po głowie piosenka, chyba gdzieś z pielgrzymkowego szlaku: „Matka z radością poda dłoń, gdy powiesz ‘Mario, w Tobie ufność Mam’”. Gdy otworzyłem oczy i spojrzałem na budzik… była godzina 4:54. Dokładnie przed rokiem o tej właśnie godzinie przeszła do lepszego życia nasza Mama Gabriela.

Miałem jakąś nieopisaną radość w sercu… i wiele entuzjazmu u początku nowego dnia…

Więcej czasu na poranne modlitwy… Siły na odwiedziny Chorych w dwóch Wspólnotach (13 Chorych Parafian… Trzy towarzyszące mi Panie… 33 przejechanych kilometrów). Po południu Biuro Parafialne, a wreszcie u kresu dnia Msza święta (17.00 godzina to w Zambii kres dnia – w porze zimnej słońce zachodzi tuż po 18.03), na którą przyszło więcej, niż zwykle w dni powszednie, Parafian.

Mszy Świętej przewodniczył Ks. Krzysztof Mróz, który na koniec pięknego kazania (o Przybytku i Tabernakulum) wspomniał też krótko Mamę Gabi (m.in., że poczucie humoru to ja też mam po Mamie – oby mi go wystarczyło do końca wędrówki „w Drodze Do…”). Po Mszy świętej jeszcze wyrazy wsparcia od grupy parafian…

A wieczorem odnalezione zdjęcie, które przypomniało mi kazanie Ks Biskupa Ryszarda, które wygłosił w dniu pogrzebu Mamy, dnia 8 sierpnia 2016 w Lubiewie. (Zdjęcie wykonane 22 czerwca 2014 roku [pełnia zimnej pory w Zambii]): Grupa 22 Dziewcząt „Stella Girls” otrzymała w prezencie 2,2% Maminych Robótek 🙂 ).

2014-06-22

PS. Co do zimnej pory w Zambii…
Rok temu, wracając z Pogrzebu Mamy, zabrałem z sobą do Zambii góralskie laczki i wciągane futrzane papucie… Właśnie teraz siedząc przy biurku i wspominając mam na nogach takowe 🙂

Zmiany kształcą ?!

Dlaczego „nowa” strona internetowa?

Sam nie wiem…

Przede wszystkim, bo „stara” strona się zawiesiła/zablokowała… Nie mam do niej dostępu, jako administrator. A zapotrzebowanie na informacje wciąż rośnie 🙂

I wciąż nie wiem, co zawiniło: zbyt długa i intensywna pora deszczowa…, zbyt wczesna i ostra pora zimna… A może to wcale nie warunki atmosferyczne… 🙂

Zostawmy przyczyny… a skupmy się na tym co nowe…

Dlatego właśnie NOWA strona 🙂

Blog na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Do góry ↑