Wybrany czy powołany…?

Mt 22:1-14

Za chwilę będzie 25 lat, od dnia, kiedy się, Panie, dopukałeś do mego serca…

Serce to było zahukane w głośnej (ciężkiej) muzyce i w wielu innych przypadłościach młodego jeszcze życia…

Wtedy (parafialne rekolekcje Adwentowo-odpustowe) trafiłeś do mnie właśnie przez jedną z młodzieżowych piosenek…

Dzieci wesoło wybiegły ze szkoły

Zapaliły papierosy, wyciągnęły flaszki

Chodnik zapluły, ludzi przepędziły

siedzą na ławeczkach i ryczą do siebie

Wszyscy mamy źle w głowach, że żyjemy

hej hej la la la la hej hej hej hej”

Od tej piosenki zaczęły się rekolekcje prowadzone przez O. Andrzeja Kościuczyka, Sercanina. To on sam śpiewał tę piosenkę na pierwszym spotkaniu/nauce dla młodzieży po wieczor­nej Mszy świętej. Kiedy wchodził z Ks. Proboszczem do kościoła, ja zwyczajowo siedziałem pod chórem. Ks. Andrzej zapraszał nas do przodu kościoła, wszak tłumów nie było…

Ks. Andrzej witał się z wieloma z nas… Witając mnie, zapytał: „student?”, a ja zaskoczony odpowiedziałem: „Jeszcze nie” (choć tak naprawdę o żadnych studiach nie myślałem, byłem około pół roku przed maturą w Wieczorowym Technikum Rolniczym).

Po tej pierwszej nauce, w której Ks. Andrzej punkto­wał moje przywiązania (sam pewnie nie wiedział jak Bóg przez Niego działał…), zacząłem myśleć o studiach – Seminarium i kapłaństwie… Na myśleniu się wtedy ograniczało…

Panie! Pewnie wtedy zaczęły się przygotowania do „uczty”, a raczej do mojego w niej udziału…

Dziękuję dziś po raz kolejny, że nie pozwoliłeś, bym nie zlekceważył i odszedł. I minęło 18 lat odkąd jestem uprzywilejowanym uczestnikiem Uczty; co więcej dajesz mi przywilej zapraszać innych, służyć…

Tak wiele razy splamiłem „weselną szatę”, a Ty niestrudzenie wybielasz ją we krwi Twej Najświętszej.

Spraw, Panie, swoją Miłością, bym z powołania postępował w wybranie…

Maryjo, Królowo, prowadź mnie drogą do doskonałości królewskiej, bym kiedyś z Tobą i Wszystkimi Świętymi cieszył się pełnią niebiańskiego ucztowania.

Dodaj komentarz

Blog na WordPress.com. Autor motywu: Anders Noren.

Do góry ↑