Wyzwania… Na mnie przychodzą od czasu do czasu.
Jesteśmy lepiej lub gorzej na nie przygotowani. Można by bawić się w wyliczanie powodów, dlaczego jesteśmy gotowi bądź nie, stanąć twarzą w twarz z wyzwaniami.
Najczęstszą przyczyną nieprzygotowania na wyzwania, jest strach przed nieznanym… Czegoś nie wiem? Czegoś nie znam? Czegoś się boję?
Psychologia nazywa to „lękami przed…”
*****************************
Kolejny raz wraca lęk… Kolejny raz otwiera się ta „szufladka”, którą uważałem za zamkniętą… „zaspawaną…”
A jednak jakaś moc ją otwiera…
W Księdze Apokalipsy czytamy o Księdze, „…której nie mógł nikt – na niebie ani na ziemi, ani pod ziemią – otworzyć ani na nią patrzeć…” I płakał nad tym Św. Jan Ewangelista… (Ap 5,3n). Skoro, biblijnie rzecz biorąc, tylko Baranek może otworzyć „nieotwieralne” (Ap 6,1nn), to dlaczego ON to otwiera…?? Dlaczego chce, bym wrócił i stawił czoła „lękom”? (mówię „lęki” – w liczbie mnogiej – bo czasem myślę, że moje lęki mają na imię „legion…”, jest ich tak wiele).
Czy jestem w stanie stawić czoła „legionom”? Myślę, że z Bożą pomocą, tak… Ale chyba przed walką powinienem poznać nie tylko imię lęków, ale przede wszystkim owe lęki – ilekolwiek by ich nie było…
Przywódcą mojego „legionu” jest „(nie)odpowiedzialność” (czytaj: lęk przed odpowiedzialnością). Czasami atakuje mnie malutkimi bitwami, potyczkami… Ale raz na jakiś czas (średnio co dwa lata) wytacza ciężką artylerię przeciwko mnie „samemu…”
Ponownie (po dwuletniej przerwie) widzę oręż wytoczony pod okna mych oczu… Kolejny termin bitwy… walki… wojny… wyznaczony… (wtorek, 8 maja 2018; godzina 21.26).
*********************************
I tylko pozazdrościć wielkiej jak górzysty masyw wiary tym, którzy mnie na tę walkę samego zostawiają… Wiedzą o wielkiej odpowiedzialności, a jednak ryzykują mnie tu zostawić… Wiedzą, o moich słabościach, a jednak wyjeżdżają wraz ze swą mocą (doświadczeniem, dojrzałością, mądrością…) Wiedzą o moich niezliczonych błędach z poprzednich „bitew, wojen”, których skutki musieli niejednokrotnie naprawiać… a jednak opuszczają teren walki…
I tej wiary im zazdroszczę… Bo jak inaczej nazwać te pozostawianie mnie na polu walki, jeśli nie silną wiarą, zdolną góry przenosić…
Ale co w przypadku, gdy góry są „uparte…” i nie chcą się dać przenieść na wyższe etapy…? Co, jeśli góry wciąż się trzęsą w posadach – nie żeby już były przenoszone, ale z trwogi wytrzęsione w uparciu swoim…?
Panie! Przymnóż nam wiary! Daj mi wiarę, podobną tym, którzy mnie tu w polu walki samego zostawiają… Bo nie będzie się do kogo odwołać… Nie będzie przed kim przemilczeć popełnionych błędów… Nie będzie komu tych błędów naprawić… 107 długich dni… Odliczanie czas zacząć…
Jezu, ufam Tobie! – czy te słowa wystarczą? Skoro wiary nie starcza…?!
Królowo Różańca Świętego z Pompejów! – módl się za nami.
We are always standing in front of challenges and the way how we deal with them defines us. With God’s Grace we can do anything.
PolubieniePolubienie