Jest czwartek, 12 kwietnia 2018, kolejne cotygodniowe spotkanie z młodzieżą w Kolegium Pielęgniarskim na terenie parafii… (mimo, że nie zawsze udaje nam się tam dotrzeć, młodzież spotyka się regularnie).
Pieśń… Modlitwa… Przywitanie… Zwyczajne procedury…
Wreszcie młody mężczyzna podaje wersety Pisma Świętego, które wybrał na ten wieczór (jest 18.02) na tzw. Dzielenie się Słowem: Łukasz 5,4-5: Gdy Jezus przestał mówić, rzekł do Szymona: «Wypłyń na głębię i zarzućcie sieci na połów!» A Szymon odpowiedział: «Mistrzu, całą noc pracowaliśmy i nic nie ułowiliśmy. Lecz na Twoje słowo zarzucę sieci». Skoro to uczynili, zagarnęli tak wielkie mnóstwo ryb, że sieci ich zaczynały się rwać.
Po chwili ciszy, nieśmiało pojawiają się krótkie wypowiedzi… Przeważają tematy: Wiara… Posłuszeństwo… Pięknie potrafią łączyć tekst Ewangelii z tekstami Starego Testamentu: Józef Egipski… Król Dawid… Jonasz… Nie tak widzimy, jak Bóg widzi…
Wsłuchiwałem się z uwagą w ich wypowiedzi… Jak pięknie potrafią się wzajemnie ubogacać…
Na koniec, poproszony o komentarz, podzieliłem się doświadczeniem z wczoraj…
Odwiedziny Chorych…
Po długiej przerwie, spowodowanej obfitszą w tym roku porą deszczową, odwiedzamy Chorych w parafii… Wraz z Księdzem Proboszczem w kilka dni odwiedzamy po kilkanaście chorych osób każdy. Tego dnia (środa, 11 kwietnia) miałem odwiedzić chorych w dwóch wspólnotach: pięć osób we Św. Agnieszki i sześć osób we Św. Matki Teresy z Kalkuty[1].
Zabrałem Komunię Świętą z kościoła w głównej parafii, gdyż na filii nie ma jeszcze tabernakulum i o godzinie 8.09 ruszyłem uzbrojony w „four-by-four”. Po przyjeździe na filię, znalazłem czekającego na lidera Wspólnoty Św. Agnieszki; liderów Wspólnoty Św. Teresy ani widu, ani słychu…[2] Ciśnienie nie podskoczyło (zazwyczaj mam poniżej normy…), ale nerw zadrgał… A zadrgał kolejną przygrywką jeszcze wyższym tonem, gdy lider wspólnoty Św. Agnieszki zakomunikował, że będzie jakieś dodatkowe pięć osób… Nic tylko… wybrać numer telefonu do liderów ze Św. Teresy – „nie spodziewajcie się mnie wcześniej niż po godzinie 11.07…”

Po dotarciu na miejsce dołączył do nas jeszcze jeden lider ze Św. Agnieszki… Już mieliśmy ruszać, gdy… kolejnym, wyższym tonem, szarpnął nerw… zorientowałem się, że nie mam ze sobą żadnego rytuału do prowadzenia modlitw u chorych… ☹. Jednego byłem pewny, że nawet jakbym znał 79% modlitw po angielsku, to na nic to, bo tu potrzeba 79% Chi-Nyanja i 14% Chi-bemba… i 7% migania 😉. Co robić? Pozostało wskoczyć do parafialnego „4×4” i wrócić około 5,5 km do parafii… I tylko pytanie, czy nerw ma jeszcze w swej skali jakąś wyższą nutę…? No ale nie byłem aż taki ciekawy, by to sprawdzić… W ciszy jechaliśmy do parafii… zabrałem zapomnianą rzecz z domu i tą samą drogą ruszyliśmy do Św. Agnieszki…
Tuż po wjechaniu na główną drogę, dostrzegłem machającą na nas kobietę. Była to kobieta ze Św. Teresy. Zamieniliśmy słowo… i uzgodniliśmy, że odwiedziny chorych przesuniemy na kolejny dzień… A co tam…
No a czas uciekał – bo on zawsze ma swoje równe tempo: „sześćdziesiąt minut na godzinę”. Jechaliśmy dalej, gdy po chwili odezwał się jeden z towarzyszących mi panów: „No i widzisz Father, dzięki temu, że zapomniałeś modlitewnika udało się załatwić sprawę przeplanowania programu odwiedzin…” Ja przemilczałem… Bóg się zapewne uśmiechnął… A nerw – nie wszedł na wyższy dźwięk… 😊.
Odwiedziliśmy tego dnia jedenaście chorych osób, z czego dziesięć przyjęło sakrament Namaszczenia Chorych… Wróciłem do domu o 13.28, zjadłem obiad (smaczny kawałek smażonego krokodyla z frytkami i impwa[3]) i pobiegłem na dyżur do biura parafialnego… (Ksiądz Proboszcz wciąż jeszcze odwiedzał chorych u Św. Weroniki).
I jak zakończyć…?
Jezus – syn stolarza – mówi do zawodowych rybaków „zarzućcie sieci na połów” – nic to, że próbowali łowić profesjonalnie całej minionej nocy… I profesjonalista Rybak na słowo Syna Stolarza zarzuca sieci…
Na zdjęciu platforma do połowy małych rybek „kapenta” na zalewie Kariba w Siavonga.
Dziś dziękuję Bogu, że mogłem bez pośpiechu i na niskich tonach odwiedzić chore osoby… A u Św. Teresy odwiedzimy chorych we wtorek, po niedzieli… Bo dziś (czwartek, 12 kwietnia) o godzinie 10.00 przypadł pogrzeb ☹, który i tak się nie odbył… bo rodzina zmarłej na raka Tereziny, po dotarciu do przyszpitalnej kostnicy po odbiór ciała zdecydowała, że pojadą stamtąd prosto na cmentarz… Oddelegowałem jednego z liderów do „odprawienia” modlitw na cmentarzu, a sam zająłem się innymi sprawami parafialnymi…
A na koniec dnia kolejne „zadziwienie” – jutro (piątek, 13 kwietnia) miałem być „na dywaniku” u dziekana… Ale i u Dziekana pojawiły się dwa pogrzeby… Tutaj pewnie Pan Bóg się nie śmieje…
Life goes on…
I tak to perfekcyjne plany Misio-nasz’a zderzają się z planami Wszechmocnego…
Gdy to piszę, w słuchawkach leci piosenka wszechczasów „Dziwny jest ten świat”…
Nie ma mocnych: Dziwny jest ten świat…
Przedziwny jest ten Pan Bóg…
Dziwak ze mnie będzie… Dopóki „…nienawiści nie zniszczę w sobie…” i spróbuję dołączyć do ludzi …dobrej woli…, których według Śp. Czesia Niemena, …jest więcej…
*************************
Panie, Ty Jeden wiesz, jak bardzo mój perfekcjonizm (moje „rybactwo”) przeszkadza Tobie we mnie… Razem z pychą i pogardą, ograniczają działanie ŁASKI, którą chcesz, bym zaniósł do Serca w Potrzebie…
Zabierz to ze mnie… wyrwij… nawet gdybym chciał się trzymać rękami i nogami…
[1] Parafie/Misje w Afryce podzielone są na tzw. „Małe Wspólnoty Chrześcijańskie” (Small Christian Communities) – nie powinna taka wspólnota przekraczać 30/40 rodzin. Wspólnoty te mają Świętego Patrona/Patronkę; mają swoich liderów wybieranych na okres trzech lat (wg obowiązujących zasad w Archidiecezji Lusaka). W liturgiczne wspomnienie Patrona mają swój „Odpust” – najczęściej Msza sprawowana jest na terenie Wspólnoty – czyli w domu jednej z rodzin (najczęściej jednak pod gołym niebem, albo drzewem). Na głównej parafii mamy dziesięć wspólnot, na filii – osiem.
[2] Filia Św. Jana Pawła leży na terenie jednej z największych, a zarazem najbiedniejszych dzielnic stolicy. Bez liderów wspólnot nie jestem w stanie się tam poruszać… gruntowe drogi i dróżki między domami są często jak labirynt.
[3] IMPWA (czytaj: impła) taka mała odmiana bakłażana z parafialnego ogródka – goryczkowa i cierpka w smaku.
Piękny tekst. Widzę, ze niecierpisz w sobie tego perfekcjonizmu. Perfekcjonizm i zdolność akceptacji zmieniających się sytuacji nie idą w parze. Ale można się tego nauczyć. Miałam podobny problem bo sądziłam ze nikt nie jest w stanie zrobić tego lepiej niż ja. (pycha). Jeśli mogę doradzić. Spróbuj spędzić 30 min dzień wcześniej na zaplanowaniu następnego dnia. Zrób listę co będzie Ci potrzebne. Skontaktuj się z odpowiednimi ludźmi, upewnij się czy wszyscy przygotowani, czy sa jakieś zmiany. Jeśli będą to twój nerw rozłożysz przez nockę. Porozmawiaj z Proboszczem o tym. Może w waszych warunkach lepiej jest planować pół dnia a nie cały. Wtedy jeśli coś się przesunie, nic się nie stanie. Chyba masz Europejskie poczucie czasu, pośpiechu do Afrykańskiego ruchomego czasu. Pamiętaj wszyscy jesteśmy tylko ludźmi:)
PolubieniePolubienie